Na Cmentarzu Życia Codzienności
Ten
wpis jest również rekonstrukcją wpisu z bloga Nieśmiałych. Nie
będzie on jednak taki sam jak jego pierwowzór bowiem nico inne
bodźce towarzyszyły mi dziś w porównaniu do tych z jakimi miałem
do czynienia kiedy pierwszy raz opisywałem temat jaki już za chwilę
poruszę. Punktem wyjścia będzie tytułowy cmentarz choć będzie
stanowił on jedynie swoistą metaforę i raczej nie będzie żadnych
odniesień do nadchodzącego święta zmarłych :D Dziś spędziłem
pół dnia na cmentarzu gdzie właśnie skoro jesteśmy już przy
nadchodzącym święcie miałem do posprzątania trzy groby. Roboty
było co niemiara zwłaszcza, że dwa z nich mają pomniki takiego
bardzo starego typu, betonowane wokół, a w środeczku mogiła,
która lubi sobie zarosnąć krzaczkami, bambusami i innym
badziewiem. Dzisiaj jednak byłem wraz ze swoją mamą, ale zdarzało
już mi się spędzać samotne długie godziny na cmentarzu kiedy to
malowałem litery na jednym z tych pomników. Zdarzyło mi się też
przebywać tam podczas burzy i to właśnie te doświadczenia
zainspirowały mnie do zamieszczenia swych refleksji na blogu
Nieśmiałych. No dobra, przyznam szczerze, że z tym konkretnym
„przebywaniem” to nie do końca było tak :D Właściwie to tylko
przechodziłem przez cmentarz kiedy zaczynało padać i grzmieć ;)
Jedyne schronienie jakie znalazłem wówczas to butik z wiązankami,
zniczami i innymi artykułami cmentarnymi. A więc spędziłem burzę
nie tyle na samym cmentarzu co tuż obok. Zastanawialiście się
może, co takiego jest w tym cmentarzu, że czy to w burzę czy w
nocy, a już nie daj Boże w obu tych przypadkach jest taki straszny
i przerażający? Ja czekając na koniec burzy nie tylko
konfrontowałem własne lęki z rzeczywistością, ale również
miałem sporo czasu na takie przemyślenia. Pamiętam bowiem te
wszystkie mroczne opowiastki w dzieciństwie jakimi raczyłem się z
moją rodziną na wsi gdzie spędzałem czasami wakacje. Nie raz w
naszej gromadce padały właśnie takie deklaracje, że nikt nas nie
zaciągnie na cmentarz nocą podczas burzy. To chyba właśnie wtedy
z ust swojego nieżyjącego już ojca słyszałem słowa, które
chyba zna już każdy kto jest na tym świecie już długie lata, a
mianowicie „To
nie martwych trzeba się bać lecz żywych.”.
Trudno nie zgodzić się z tymi słowami. W jaki sposób bowiem byt
pozbawiony życia, a więc i świadomości może świadomie zrobić
nam krzywdę? Nierealne prawda? Coś jednak nadal sprawia, że w
tamtej chwili byłem zadowolony, że to był burzliwy dzień a nie
noc. Oczywiście są między nami ludzie, którzy przesadnie boją
się zombi. Przesadnie w tym wypadku oznacza mniej więcej tyle, że
wykazują wiarę w ich istnienie. Sam strach natomiast przed czymś
co reprezentuje tak odrażający stwór jest czymś jak najbardziej
naturalnym. Nawet jeśli jednak założymy, że ktoś może sobie od
tak po prostu wstać z grobu (w końcu szczególnie biblijna historia
przywołuje nam przypadki wskrzeszenia umarłych) to już nie mamy do
czynienia z martwym bytem bez świadomości. No każdy chyba kto
ogląda jakieś żywe trupy w telewizji (a powstało w tym temacie
tyle produkcji, że ja sam zliczyć nie potrafię) to jest w stanie
zauważyć, że posiadają one świadomość, która karze im
przykładowo atakować zwykłych ludzi. Mało tego w niektórych
przypadkach posiadają nawet tożsamość dzięki, której wiedzą,
że ten jest zombi, a ten człowiek i wiedzą kogo mają gryźć :D
Ale to już taka mała dygresja odchodząca nieco od tematu. Czego
jeszcze możemy bać się na cmentarzu? Choćby duchów. Ale czy
ducha można nazwać martwym bytem? No niekoniecznie. Kto wierzy w
duchy? Ludzie uduchowieni czyli ci związani z jakąś religią, dla
których cmentarz tym bardziej jet miejscem szczególnego kultu.
Żadna jednak religia nie stwierdzi, że duch to martwy byt. Nie bez
powodu, mówi się w końcu o życiu pośmiertnym, którego
uczestnikiem ma być właśnie dusza ludzka czyli potocznie duch :D
Jest to metafizyczny wymiar świadomości, który w sporym
uproszczeniu żyje własnym życiem, a więc znów słowa o tym, że
martwych nie należy się bać. To czego boimy się jeszcze na
cmentarzu podczas burzy czy o zmroku kiedy powiedzmy, że nie
spodziewamy się nikogo żywego? Grobów? No mogą wyglądać
przerażająco i faktycznie są martwe, ale co? Wyjdą z ziemi i nas
zaatakują? No chyba niekoniecznie... Jeśli było by to możliwe to
równie dobrze biurko, przy którym właśnie siedzę mogło by w tej
chwili po prostu wstać i zrobić mi krzywdę. Jest to dokładnie tak
samo prawdopodobne. Czy ktoś z nas boi się ów „martwych” na co
dzień? Przecież otaczają nas wszędzie, nosimy „ich” nawet na
sobie a nawet i w sobie (pozdrawiam wszystkich co mają jakiś sprzęt
medyczny lub kolczyki dla ozdoby albo nawet jakieś modyfikacje ze
szczególnym uwzględnieniem implantów, albo choćby tych co jak ja
wyleczyli zęby i mają w środku coś co my nazywamy plombami, a
stomatolodzy wypełnieniem ;) ). Do czego jednak zmierzam? Do
absurdów naszych lęków. Dokładnie tak. Często bywa tak, że ktoś
nam coś wmawia lub nawet my sami sobie coś wmawiamy i wbrew faktom
trzymamy się własnych ustaleń. Jak już wspomniałem na samym
początku cmentarz służy tutaj za metaforę. Takich „cmentarzy”
generalnie w naszym życiu jest cała masa. Są to wszystkie sytuacje
kiedy coś może wyglądać strasznie lecz nie musi takim być a
najczęściej nie jest bo to tylko my przekonujemy siebie, że czeka
tam na nas jakieś zagrożenie tym samym sobie szkodząc często...
Nawet jeśli jest tam coś groźnego to co? Nie ma lepszych rzeczy do
roboty tylko czekać akurat na mnie, na Ciebie, Ciebie i Ciebie,
czekać i zaszkodzić? Tak to są absurdy, ale absurdy naszego życia
codziennego, absurdy, którymi żyjemy. Stykamy się z tym na każdym
kroku. Boimy się jak ognia naszych „cmentarzy”, ale czy przynosi
nam to coś prócz takiego prywatnego zniewolenia? Całą masę
świeżych absurdów, które nie tylko mogą wpływać na samo
prywatne życie, ale także na nasze relacje z innymi, szczególnie
tymi, którzy akurat nie powielają tych samych „cmentarzy” bo
może mają (a nawet na pewno mają) inne...
W
tym momencie zakończę ten wpis. Urwała mi się myśl więc może
to dobry moment. Zachęcam do dalszej refleksji na osobności po
swojemu oraz do mierzenia się z każdym swoim „cmentarzem” ;)
Może bowiem się okazać, że nie czeka tam na was nic strasznego
nawet jeżeli strasznie wygląda. Poza tym odwiedź blog Ani J. -
www.zapomniany-pamietnik.blogspot.com,
a może poznasz jakieś dobrze jej znane „cmentarze życia
codziennego” ;) I nie tylko ;) O czym pisze Ania? Musicie przekonać
się osobiście. Śledzę jej blog już dosyć długo i zawsze czekam
zniecierpliwiony na kolejny wpis, bowiem każdy na swój sposób
skłania mnie do refleksji nad własnym życiem. Może dlatego, że z
Anią łączą mnie między innymi wspólne przemyślenia na wiele
tematów ;) Jeśli nawet ktoś ma inne to warto prześledzić jej
wpisy choćby dla zapoznania się z wieloma cennymi radami o jakich
pisze. A może ktoś z was już natknął się na jej bloga i to on
stanowi jeden z waszych „cmentarzy”? Tym bardziej zachęcam by
się z nim zapoznać ;)
Cudowny wpis. :* Najpiękniejsze jest to, że gdy pokonamy te nasze różne lęki, czeka nas nagroda w postaci wolności, sami możemy decydować o własnym życiu. :) Nie poddajemy się wtedy temu lękowi.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że wspomniałeś o moim blogu. <3