Wigilijna refleksja
Witam w ten magiczny wigilijny i niepowtarzalny wieczór. Minął
równy miesiąc od poprzedniego postu :D No nie planowałem takiej
zbieżności. Za to zaplanowałem nieco inną bowiem rok temu również
zamieściłem wpis, a był nim „Efekt szkła”. Wspominałem w nim
między innymi o właściwościach psychologicznych zwykłej szyby
czy choćby soczewek okularów, które przy dobrych układach
potrafią redukować wycofanie i zwiększyć pewność siebie, a
przede wszystkim ułatwić naturalne zachowywanie się przebywając
wśród ludzi. Dzisiejszy post będzie także poruszał pewną
kwestię psychologiczną, ale nie tylko bowiem w związku z
nieustannym brakiem czasu i ulotnością myśli postanowiłem
poprowadzić kolejną ze swych złożonych refleksji i tym samym
zostawić na blogu coś do poczytania w tym okresie świątecznym. I
tak, wiem że przed wspomnianym przeze mnie wpisem, który
opublikowałem rok temu był jeszcze inny wpis gdzie skoncentrowałem
się na opisywaniu tego co dzieje się aktualnie w moim życiu oraz
życzeniach świątecznych i tenże właśnie wpis poprzedzał
wspomniany wyżej o jeden dzień, ale prawdopodobnie wynikło to
między innymi z tego, że rok temu 23.12 miałem trochę czasu by
zająć się blogiem. Nie jakoś szczególnie dużo ale w porównaniu
do obecnego roku znalazłem choć trochę czasu. Co ciekawe to jedyny
okres kiedy pojawiły się na moim blogu dzień po dniu nowe posty.
Miałem ochotę powtórzyć takie coś niejednokrotnie, ale kończyło
się jak zwykle – fiaskiem. Z tego co pamiętam pierwszy wpis
opublikowałem w obawie, że to jedyne co zdążę zrobić na blogu,
a jednak ku mojemu zaskoczeniu kolejnego dnia znalazłem odpowiednio
dużo czasu i sił przez co dorzuciłem kolejny wpis. Ten oto nieco
długaśny wstęp można zaliczyć myślę jako taką pierwszą moją
refleksję :D
Jak
wykończyć Polskich kierowców? Podatkami? Rosnącymi cenami paliwa?
Wmówmy im, że są trucicielami…
Zaczynam niestety od bardzo smutnego a nawet brutalnego tematu,
którego inaczej chyba nazwać nie mogę jak zwalczaniem kierowców.
Jest to temat coraz bardziej mnie bulwersujący, zwłaszcza, że sam
jestem kierowcą i uważam, że taki atak jest wymierzony przede
wszystkim w takich jak ja czyli kierowców, których stać na
codzienną jazdę, ale nie koniecznie na nowinki technologiczne,
które są akurat w tym przypadku gotówkożerne. Może to są zbyt
wielkie słowa, ale w przestrzeni publicznej padają coraz to większe
słowa skierowane do kierowców pojazdów spalinowych. Tak bowiem w
dobie problemów smogowych (których za żadną cenę nie zamierzam
podważać bo widzę i czuję co dzieje się na zewnątrz) coraz
bardziej próbuje się przerzucać winę na samochody spalinowe.
Podkreśla się to coraz mocniej, że poza piecami, w których palone
są śmieci w wielu domach w skład smogu wchodzą również spaliny
samochodowe oraz starte klocki hamulcowe. Ciekawym jest jednak, że
jakoś kiedy wieczorową porą wychodzę na spacer to czuję tylko to
co idzie z kominów, a nie to co wydobywa się z rur wydechowych czy
układu hamowania. Nawet przy mocno ruchliwych jezdniach, no chyba,
że są wyjątkowo ruchliwe przy czym kierowcy podczas jazdy
zachowują się w sposób wyjątkowo nieekonomiczny piłując silniki
na gazie lub ewentualnie jak wyjadą jakieś pierdziele bez
katalizatorów lub z uszkodzoną sprężarką bo znalazł się jakiś
Janusz oszczędności na drodze…
W woli ścisłości, nie zaprzeczam, że samochody spalinowe trują.
Nawet te najnowsze. Cóż dopiero właśnie tacy wspomniani wcześniej
Janusze. Ostatniego lata miałem tą wątpliwą przyjemność jechać
za typem, który na bank miał rozwaloną sprężarkę bo to była
taka wręcz niebieska kotłownia na kółkach. Przy każdym ruszaniu
kłęby dymu, a tu na zewnątrz 30 stopni, a ja klimy w samochodzie
bynajmniej nie mam bowiem produkcja lat 90-tych. Najgorszemu wrogowi
bym nie życzył tego przez co ja przeszedłem. Powiecie pewnie:
„Burzy się a sam pierdkiem jeździ...”, tylko że mój „pierdek”
jeszcze ani razu nie został odprawiony przez diagnostę za spaliny.
Tamten typ z kolei jak już wspomniałem – kotłownia na kółkach.
Nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić (chyba, że ktoś już
miał z tym styczność) jak to bardzo capi i wręcz wyżera opiłami
cały układ oddechowy… To jest patologia na naszych drogach i
warto z nią walczyć, ale czy na pewno w taki sposób jak się
próbuje? Jakie są te próby?
No próby są takie jak już poniekąd wspomniałem. Przede wszystkim
mocna demonizacja samochodów spalinowych zmierzająca coraz bardziej
do tego, że każdy kierowca pojazdu spalinowego to truciciel. Inną
próbą jest właśnie wymyślanie co rusz większych opłat dla
posiadaczy samochodów spalinowych oraz zakazów na konto choćby
samochodów elektrycznych, które miały by móc parkować niemal
wszędzie i jeździć niemal wszędzie, a już na pewno tam gdzie
spalinowemu wolno nie będzie. OK, jest tu jednak kilka problemów…
Po pierwsze o rozwoju infrastruktury dla pojazdów elektrycznych od
dłuższego czasu jedynie się mówi. Do przodu jakoś zauważalnie
nic nie idzie. Przykładowo ode mnie do najbliższej stacji ładowania
pojazdów elektrycznych jest około 10 km, trochę ponad, a wcale nie
mieszkam na jakimś zadupiu bo do Warszawy mam ledwie kilka metrów i
to właśnie na jej terenie znajduje się ta stacja. Wiele mniejszych
miejscowości może o nich zapomnieć a wsie to już w ogóle.
Powiecie pewnie „Przecież można ładować w domu...”, no niby
można, jeśli ma się zabójczo dobrą instalację elektryczną
(stare domy z nieodpowiednią liczbą faz z góry odpadają) i
portfel wielkości szkolnego plecaka wypchany po brzegi gotówką na
spłatę rachunku za prąd to można próbować. Jeżeli te argumenty
wyjątkowo nie odstraszają to zaręczam, że oczekiwanie z tydzień
czasu aż bateria naładuje się do pełna odstraszy już jak
powinno. Jak znam się dobrze na bateriach to o ile ładowanie
takiego samochodu zajmuje co najmniej wiele godzin o tyle jazda na
tym co się załadowało trwa znacznie krócej. Co większa widziałem
jak to wygląda w kraju gdzie jest dobrze rozbudowana infrastruktura
pod elektryczne samochody. To co się tam dzieje to jakaś masakra
(warto też dodać, że w tamtym kraju elektryczne samochody są
tańsze od spalinowych czyli zupełnie odwrotnie jak u nas). Są tam
2 rodzaje stacji – stacje szybkiego ładowania (nie przesadzajmy
tak też ze słowem „szybkie” bowiem by naładować do pełna w
pełni rozładowany samochód to na takiej stacji koło godzinki
prawdopodobnie spędzić trzeba), które są płatne oraz w pełni
darmowe stacje, które ładują podobnie jak z sieci domowej czyli
wieki, a ponadto są wiecznie zajęte bo chętnych nie brakuje.
Po drugie jak już nieco w nawiasie wspomniałem elektryczne
samochody u nas są mega drogie. Drogie jednak są nie tylko
samochody jako takie, ale i części do nich, w szczególności
bateria gdyby coś tam się z nią zadziało to kosztowała by
fortunę.
I po trzecie dostępność, a w zasadzie jej brak. Pobuszujcie sobie
po stronach znanych marek samochodowych i spróbujcie znaleźć
modele elektryczne. Jest tego niezwykle mało. Ja ostatni raz chyba
znalazłem 2 albo 3 marki posiadające w swojej flocie w pełni
elektryczne jednostki. Z serwisami jest podobnie. Nie ma zbyt wielu
warsztatów zajmujących się takimi autami. Trudno mi powiedzieć
czy są to auta dla tych, którzy liczą, że przez lata nic im nie
nawali czy też bardziej dla tych, których o ile stać na utrzymanie
takiej maszyny to tym bardziej stać ich by kupić sobie nową jeśli
ta się nagle zepsuje. Oczywiście, są w końcu ASO poszczególnych
marek, ale to także impreza dla osób majętnych. Ponadto doszły
mnie nawet słuchy o tym, że czasem i w ASO są problemy z serwisem
aut elektronicznych bowiem jest to na dobrą sprawę nowość na
naszych drogach.
Czy
wobec tego można inaczej?
Naturalnie, że można. Szczególnie jeśli naprawdę myśli się o
ekologii. Obecnie niestety mamy do czynienia z myślą o budżecie i
podcieraniem się ekologią bowiem to daje możliwość wywierania
presji zdrowotnej, a człowiek pod presją wydaje decyzje
irracjonalne. Jak można pomóc ekologii by nie dobijać tym samym
mniej zamożnych kierowców? Po pierwsze mało kto podnosi w ogóle
fakt, że produkcja samochodów elektrycznych jest równie syfna jak
to co wydobywa się z wydechów silników spalinowych. Co większa
wykorzystanie prądu powoduje, że samochody zamiast truć
bezpośrednio tam gdzie jeżdżą trują pośrednio przez kominy
elektrowni. Więc jeśli już tak gorączkujemy się ze zmianą
napędu to dlaczego nie pójdziemy w jakimś lepszym kierunku, np.
wodór? Wodór to wybuchowa substancja, która jeśli uważaliście
na lekcji chemii to wiecie, że wchodzi w skład tego co pokrywa
ponad 70 % powierzchni naszej planety czyli wody. Wodór jest dosyć
łatwy do pozyskania, da się go nawet pozyskać w warunkach domowych
o czym może świadczyć ten filmik
https://www.youtube.com/watch?v=FStTaFAl7Ec [ACTA 2.0].
Oczywiście odradzam powtarzania czynności jakich dokonał autor
filmu gdyż są one niebezpieczne (jak i sam wodór co zresztą autor
również wspomniał). Skoro więc wodór jest tak łatwy do
uzyskania, a surowiec (woda) jest tak bardzo dostępny toteż
produkcja wodoru nie powinna stanowić ogromnych kosztów. Wniosek –
pojazdy jeżdżące na wodór powinny mniej kosztować zarówno przy
kupnie w salonie jak i podczas ich eksploatacji. No i teraz wyobraźmy
sobie samochód, który zamiast trujących spalin w procesie spalania
wyrzuca z siebie parę wodną. Piękne prawda? No i jest tu pewna
wizja odnawialnego źródła energii. Po drugie jeśli mowa o
ścieralnych klockach hamulcowych to dlaczego nie ma prób
zastąpienia ich czymś czy też modernizacji technologii hamowania?
Przecież samochody elektryczne mają te same klocki hamulcowe co
spalinowe. Jak widać wszystko zależy od podejścia.
Autoblokada
przed przedmiotami obcymi.
Kończąc już właściwie ten wpis (tak strasznie rozpisałem się o
tych samochodach i dużo tego wyszło, w dodatku zacząłem 24.12 a
kończę 25 więc wcześniej opublikować nie da rady a to czyni cały
mój wstęp troszkę śmieszny i nieaktualny, ale poprawiać mi się
nie chce) chciałem wspomnieć o tym psychologicznym wątku. Otóż
mam w sobie takie coś, że nie potrafię dotknąć czyjejś rzeczy
bez wyraźnego pozwolenia właściciela. Nie mam więc zadatków na
złodzieja bowiem ci chyba nie mają takich problemów, które w
sposób oczywisty uniemożliwiały by im ich „fach”. Można by
wręcz powiedzieć, cóż za problem ja tu widzę? No powiedzmy, że
pewien problem jest jednak. Z początku faktycznie go nie widziałem,
ale na pewnym etapie uczestnictwa społecznego go zauważyłem.
Trudno mi przywołać konkretną sytuację bowiem moje pierwsze
spostrzeżenia były już dość dawno temu, a takich sytuacji na co
dzień też chyba zbyt wiele nie ma. Problematyczność tego
zachowania mogę jednak spróbować ujawnić drążąc nieco głębiej
bowiem mój problem z dotykaniem cudzych rzeczy wiąże się również
z tym, że niekiedy nawet mając przyzwolenie właściciela odczuwam
dyskomfort psychiczny. Przykład – koleżanka prosi bym przytrzymał
jej torebkę, dokonuję tego tylko dlatego, że nie tyle mi pozwoliła
co wręcz o to prosiła, ale póki nie oddam jej to odczuwam
dyskomfort, po czym jak już oddam to można być pewnym, że póki
znów mnie nie poprosi to nie ruszę. Wiele osób, szczególnie tych
bardziej śmiałych jakie napotykam na swojej drodze raczej nie mają
tego problemu. Dość powiedzieć, że potrafią ni z tego ni z owego
ruszyć czyjąś własność niekoniecznie pytając o zgodę i co
ciekawsze nie musi to się skończyć oburzeniem właściciela a
wręcz przeciwnie… To mi dodatkowo uzmysławia, że ludzkie relacje
są bardzo skomplikowane :D
Źródło grfiki: http://www.sp2tomaszow.pl/blog/view/194 [ACTA 2.0]
I
na dobre zakończenie…
Nie tak miał wyglądać ten wpis. Mam jednak nadzieję, że mimo
wszystko się podobał. Zacząłem pisać o 23:00 a jest 1:20 i już
jestem prawidłowo zmęczony ;) Nie zawsze wszystko wychodzi tak jak
bym chciał, a tu na blogu to dość często wiele się zmienia w
trakcie pisania, ale czy to źle? Wydaje mi się, że nie choć dziś
mam do siebie niemały żal bo tak naprawdę rozpisałem się dobrze
tylko na jeden temat, któremu mógłbym spokojnie poświęcić
osobny wpis co wcześniej zamierzałem, ale nie wiem czemu
zrezygnowałem. Widząc to jak się rozpisałem to tym bardziej nie
wiem :D Co gorsza jest to jednak smutny temat, a w najbliższym
czasie powinniśmy się jedynie weselić bo Bóg się nam narodził
;) I z tej oto okazji składam wam wszystkim serdeczne życzenia.
Dużo zdrowia, radości, szczęścia, pomyślności oraz sukcesów w
życiu codziennym, jak najmniej stresu i zmartwień oraz spełnienia
wszelkich marzeń. Wszystkiego dobrego :)
Wszystkiego najlepszego dla Ciebie z okazji Świąt Bożego Narodzenia:)
OdpowiedzUsuńWzajemnie Marcyś :)
OdpowiedzUsuń